Jemioły jest coraz więcej i arboryści nie dają rady z nią walczyć
Dr inż. Marcin Kolasiński z Katedry Roślin Ozdobnych, Dendrologii i Sadownictwa Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu w rozmowie z PAP zaznaczył, że jemioła, czyli półpasożyt pobierający z zaatakowanego drzewa wodę i sole mineralne, staje się coraz większym zagrożeniem dla gatunków rosnących w miastach. "Niestety jemioły jest coraz więcej i arboryści nie dają rady z nią walczyć" - podkreślił.
"Jeżeli drzewa w miastach będą porażane przez jemiołę, a my nic z tym nie będziemy robić, to niestety te drzewa będą stopniowo zamierać. Dlatego arboryści skupiają się na ochronie drzew, które są cenne - duże i dorodne lub rzadkie. Niestety nie da się ochronić wszystkich. Patrząc realnie, w tej chwili jesteśmy na przegranej pozycji" - przyznał.
Pytany o sposoby walki z jemiołą, jako obecnie najskuteczniejszy, wskazał odcinanie gałęzi, na której rośnie krzak półpasożyta. "Jemioła ma tzw. haustoria, czyli ssawki, które wrastają w drewno. Jeżeli zetniemy krzew jemioły, to haustoria zostają w drewnie i w ciągu roku czy dwóch krzew potrafi odrosnąć, dlatego należy odciąć całą gałąź" - powiedział Marcin Kolasiński.
Jak dodał, taki sposób zwalczania jemioły, zwłaszcza, gdy ta występuje blisko pnia, na grubych konarach, może jednak doprowadzić do zniszczenia drzewa. "W takich przypadkach trzeba ściąć krzew jemioły, a miejsce gdzie wyrastała zabezpieczyć np. czarną agrowłókniną, tak, aby zacienić ten fragment gałęzi. Z tego co wiem, np. w Poznaniu w ten sposób usuwanych jest rocznie kilka tysięcy krzaków jemioły" - zauważył.
"Jeżeli znajdziemy jakiś chemiczny lub biologiczny sposób walki z jemiołą, to będzie szansa na ograniczenie jej występowania. Natomiast samo +mechaniczne+ usuwanie tego półpasożyta jest drogie - chodzi o wejście na drzewo i usunięcie z niego 20 -30 krzaków oraz zacieniowanie każdego miejsca ich wycięcia" - zaznaczył naukowiec.
Podkreślił, że były już przeprowadzane próby chemicznego zwalczania półpasożytów, ale stosowane środki wpływały na całe porażone drzewo. "W Czechach są prowadzone nowe próby. Chodzi o środek chemiczny, który ma powodować, że nie zamykają się aparaty szparkowe, co miałoby powodować wysychanie krzewów jemioły. No ale na razie ten środek jest na etapie badań. Zarejestrowanie go i wprowadzenie do produkcji potrwa kilka lat" - przyznał.
"Jemioła to gatunek rozdzielnopłciowy, który kwitnie w bardzo nietypowym okresie - w lutym i na początku marca, więc wzrost temperatury w sezonie zimowym powoduje, że ma sprzyjające warunki do rozwijania owoców. To jest jeden z czynników rozprzestrzeniania się jemioły i wynika z ocieplania klimatu" - powiedział dendrolog.
Jak dodał, owoce jemioły na kolejne drzewa przenoszą ptaki. "Kiedyś to były tylko jemiołuszki, które występowały u nas w niewielkich liczbach. Żywią się one owocami jemioły i czyszcząc dzioby przyklejają je do gałęzi oraz konarów innych drzew. Jednak obecnie, coraz więcej gatunków ptaków nie odlatuje zimą na południe, tylko pozostaje w miastach. I one także zainteresowały się owocami jemioły, dlatego mamy większe grono osobników, które ją rozprzestrzeniają" - podkreślił dr Kolasiński.
Jak wskazał jemioła w przeszłości atakowała głównie drzewa o miękkim drewnie, takie jak topole czy wierzby, jednak obecnie półpasożyty rosną na większości gatunków, a jednym z nielicznych wyjątków jest dąb szypułkowy.
Pytany o to jak szybko jemioła jest w stanie doprowadzić do obumarcia zaatakowanego drzewa ekspert zaznaczył, że zależy to od gatunku. "Na zdrowej, nieuszkodzonej lipie 20-30 krzaków może rosnąć przez kilka lat i drzewo sobie z nimi poradzi. Natomiast w przypadku sosny już jeden czy dwa krzewy mogą spowodować obumarcie całego drzewa" - powiedział. (PAP)
autor: Szymon Kiepel
szk/ par/