reklama
kategoria: Turystyka
27 listopad 2023

Tatrzańska jesień 2023

Fot. T. Gołombek
Tatry nie są zwykłym pięknem, są pięknem ponad inne piękna. Tam gdzie piękno łączy się z tęsknotą, rzeczywistą tęsknotą za pięknem, rodzi się miłość. Zbigniew Górka, przewodnik tatrzański i ratownik
REKLAMA
Przesyłam miłośnikom gór garść (no, kilka garści!) wspomnień i fotografii z siódmego sezonu moich tatrzańskich wędrówek. Nie było ich tyle ile nieśmiało planowałem, ponieważ na około połowę mojego pobytu w górach przypadła bardzo deszczowa i wietrzna pogoda, a przez dwa dni - także śnieżna, skutkiem czego po raz pierwszy załapałem się na pierwsze opady śniegu w Tatrach w sezonie. Traf chciał, że nastąpiły one mniej więcej w połowie mojego urlopu, więc nawet gdy pogoda później się poprawiła, nie wszystkie szlaki nadawały się do bezpiecznego pokonywania.

W odróżnieniu od wszystkich wcześniejszych wypadów w Tatry, tym razem Dolina Rybiego Potoku i noclegi w schronisku PTTK nad Morskim Okiem były pierwszym etapem mojego pobytu w Tatrach.

Główny cel, dla którego wróciłem nad Morskie Oko - Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem - po raz piąty pozostał nieosiągnięty, choć dał się podejść na największą skalę z dotychczasowych prób. Niestety w około 2/3 podejścia tuż przed wierzchołkiem Kazalnicy, gdy przełęcz wydawała się być na wyciągnięcie ręki, musiałem zawrócić. Z dobrej widoczności zrobiła się fatalna, chmury znienacka wlały się przez góry znad Słowacji i niemal natychmiast zaczęło mżyć.

Nazajutrz 3 października przyszła odmiana, która od dawna była jednym z moich kilku największych marzeń tatrzańskich, a z której patrząc na całość pobytu, finalnie cieszę się najbardziej. Pierwsze wyjście z obszaru turystycznego i osiągnięcie pierwszego wierzchołka taternickiego. Od rana  "lampa" na niebie, skała sucha, prognoza do wieczora idealna. Pierwszy wpis do tradycyjnej księgi wyjść taternickich i pierwsza taka przygoda w moim życiu, a jej celem - Niżne Rysy. Szczyt znacznie piękniejszy (choć jak zwykle bardzo to subiektywne) od najwyższej góry Polski, przez wielu turystów oglądane znad Morskiego Oka są tytułowane właśnie Rysami wydając się najwyższe, choć to złudzenie spowodowane różnicą odległości. Już wiele razy spoglądałem na hipnotyzujące zbocza Niżnych Rysów. Skoro jednak dzień wcześniej Chłopek zagrał mi na nosie piąty rok z rzędu, nie chciałem wracać tam dzień po dniu mimo doskonałej pogody. Jak ma się udać, uda się innym razem.

I choć żadne to wspinanie w pełnym tego słowa znaczeniu, bo droga wyceniona jest na 0+ - czyli poza kaskiem i znajomością obranej drogi nie potrzeba żadnych lin, to od pierwszego kroku świadomość celowego zejścia ze szlaku ku przyciągającemu uwagę wierzchołkowi zapewniła wrażenia, jakich nigdy jeszcze w górach nie zaznałem. Poza szlakiem znikają wszystkie oznaczenia, a uwagę trzeba zwielokrotnić szukając charakterystycznych miejsc lub kopczyków ustawianych przez innych górołazów. Pierwsza połowa podejścia jest identyczna jak na Rysy, ale przy pierwszych łańcuchach mniej więcej 350 m poniżej szczytu trzeba już odbić w skalne korytko i dalej... mieć nadzieję, że kopczyków nie zabraknie. Nie ma przepaści, ani ryzyka upadku, bo zbocze jest bardziej gruzowiskiem, niż ścianami czy płytami bez urzeźbienia, ale trzeba uważać na kruszyznę, bo parę kroków i można się zawsze obsunąć.

Po takiej kruszyźnie jeszcze nigdy nie wędrowałem i choć nie był to najwdzięczniejszy teren, to w głębi ducha cieszyłem się jak dziecko. Wszystko na osłonecznionej części zbocza, przy dobrej, bardzo suchej skale. Bardzo tego debiutu pragnąłem i obiecałem sobie wcześniej, że jeśli będzie mi dane na tę drogę wyjść - to parę metrów pod wierzchołkiem się zatrzymam, rozejrzę po okolicy i upewnię, że nie śnię, żeby nie wejść ze zbytnim rozpędem i przegapić tę chwilę. Tak zrobiłem, po czym o 13:40 zameldowałem się na pierwszym taternickim wierzchołku. I znów radość bez końca, choć emocje nieporównywalne z wędrówką po normalnym szlaku. W takich chwilach tylko paść na kolana i dziękować Bogu, że przez dobrych ludzi na drodze pozwolił w którymś momencie życia zachwycić się górami.

Przed 4 laty tuż przed wierzchołkiem Rysów dopadły mnie chmury, więc tak naprawdę dopiero teraz mogłem pierwszy raz popatrzeć na słowackie Tatry z takiej wysokości. I znów ta nieosiągalna nigdzie indziej głęboka cisza, z Morskim Okiem pozostawionym kilometr niżej, piękną Wysoką i Gerlachem zdającym się być tuż tuż. Żal schodzić, tym bardziej przy bezchmurnej pogodzie i przyjemnie opalającym twarz słońcu, no ale zmrok nie będzie czekał, więc parę minut po 15:00 pora wracać tą samą drogą, szczęśliwie, że znów tylko do schroniska, w którym jeszcze czekały mnie dwie noce.

W kolejny dzień było pożegnanie z Doliną Rybiego Potoku i etap wczasowania na kwaterze na Cyrhli już do końca pobytu. Właśnie wtedy również nadeszło załamanie pogody i pierwszy atak zimy, co sprawiło, że 4 dni prawie nie wystawiałem nosa z ciepłego pokoju.

Skoro prognoza na kolejny dzień  jest bardzo dobra, a odcinek Orlej - Granaty - jest wystawiony bardziej na słońce, nie będę robił Orlej tak jak pierwotnie miałem nadzieję od początku do końca, ale ominę ryzykowny odcinek próbując szczęścia właśnie z Granatami. Tak też uczyniłem. Po 13:00 zameldowałem się na Zadnim Granacie, z którego Orla Perć biegnie dalej ku Pośredniemu i Skrajnemu Granatowi.

Granaty to drugie w tym pobycie najwspanialsze widoki, ale i zastrzyki adrenaliny. Odcinek zupełnie niczego sobie! Niezłe szpagaty i akrobacje trzeba tam wyczyniać, a jeśli do tego dochodzi fakt bliskości dużej przestrzeni pod nogami zarówno po prawej jak i lewej stronie, to robi się naprawdę wesoło. Pasmo trzech Granatów daje piękne widoki na Dolinę Pięciu Stawów Polskich, zmusza w pewnym momencie do przejścia nad ubezpieczoną łańcuchem kilkumetrową szczeliną na tak zwanej Skrajnej Sieczkowej Przełączce i pozwala zobaczyć z bliska górną łagodną część osławionego Żlebu Drege'a. Żleb Drege'a to idealne miejsce na nakręcenie jakiegoś górskiego dreszczowca! Na szczęście trzeba się bardzo mocno postarać by zacząć nim zejście, oznakowanie Orlej Perci na tym odcinku nie pozostawia wątpliwości jak iść bezpiecznie (jakkolwiek by to nie brzmiało na tym szlaku).

Na Skrajnym Granacie przerwa na herbatę i małe co nieco. Ten dzień dostarczył mi moc wrażeń. Radosny z dopisania na konto kolejnego odcinka Orlej Perci rozpocząłem zejście.

Mimo, że planów na wędrowanie było więcej, ten pobyt w Tatrach będzie żył w mojej pamięci jako bardzo owocny. Siódmy sezon zaczął się i skończył mocnymi akcentami, pomimo epizodu zimowego i chwilowego uwiązania na kwaterze przyniósł znacznie więcej złotej jesieni, niż przed rokiem, pozwolił pokonać kolejny odcinek wytyczonej i oznakowanej przez Ks. Gadowskiego grani (na Granatach pomyślałem sobie jakie stalowe nerwy ten kapłan musiał mieć wytyczając ten szlak!), a już drugiego dnia pobytu przyniósł spełnienie jednego z większych marzeń górskich, tym razem o wejściu na pierwszy szczyt drogą w obszarze taternickim. Drogą bardzo łatwą dla zaprawionych wspinaczy, ale jakże radosną dla mnie jako debiutującego poza szlakiem. Na tym tle wszystkie wycofania ze szlaków i niepowodzenia przestają mieć znaczenie. Nie pierwszy raz okazało się, że nagrodą za wycofanie się jakiegoś dnia, może być zrewanżowanie się przez góry z piękną nawiązką innym razem - tyle, że czasem trzeba trochę na to poczekać.

Do zobaczenia na szlaku.

Z jesiennymi pozdrowieniami
Tomek Gołombek
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Grabów nad Prosną
10.2°C
wschód słońca: 06:40
zachód słońca: 16:21
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Grabowie